Rachunek nieprawdopodobieństwa a teoria chaosu

Lata świetlne temu zapisałam ładnych kilka kartek (epoka to była przedpecetowa) pod tytułem wielce prowokującym: Mój Rachunek Nieprawdopodobieństwa. Trochę z czasem przyżółkły, ale przeżyły wszak kilka przeprowadzek. Dzisiaj przedstawię z nich drobne wypisy:

  • Czy to jest teoria pesymistyczna? Na pewno nie. Może brzydsza od nadziei na regularność zjawisk, ale na pewno prawdziwsza.
  • Pozwala żyć rachunkowi prawdopodbieństwa, więc jest tolerancyjna. Tym się różnią. Rachunek prawdodpobieństwa obcina najciekawsze obszary krzywej Gaussa (pozostawiając je gazetom na miarę Expresu).
  • Rachunek prawdopodobieństwa nadal ma sens w obliczeniach masowych, jeno wartości „p” należałoby nieco skorygować. Pomiar niszczy często obiekt, czyniąc się niepowtarzalnym.
  • Nie chodzi mi o rezygnację z rachunku prawdopodbieństwa, ale o pogodzenie się z ponoszeniem ryzyka jego błędu.gra w kości
  • To, co warte jest opowieści, nie mieści się w rachunku prawdopodobieństwa. Ów jest nudny po prostu jak dzień powszedni. Chaos jest niedzielą.

  • Tyle zostało. A potem okazało się, że wielcy matematycy opracowali już matematykę chaosu, której istnienie przeczuwałam w swym zainteresowaniu nieprawdopodobieństwem. Kilkanaście lat temu dorwałam się do książki Iana Stewarda Czy Bóg gra w kości? – i nie mogłam się od niej oderwać.
    To wszystko jest tak pięknie nieprawdodpobne.
    Postanawiam zrobić większą stronkę o grze w kości. Zaczęłam już – od najprostszego algorytmu gry. Ważne, że działa i że da się rozbudować. Mam też sporo materiałów…
    Internauta grywa w kości, nie mówmy na razie o panachbogach.

    Dodaj komentarz

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.