O wulgarności w sieci

Przeczytałam przed chwilą ciekawy wpis na blogu bliżej mi nieznanego Hellmuta: Wulgarność w Internecie… i po co to komu?. Facet włożył sporo pracy i zaprezentował dość wyczerpująco teoretyczno-praktyczne podejście do tematu. Polecam sam tekst oraz kilka kometarzy pod nim. Szczególnie fajna jest lista najczęstszych „usprawiedliwień” stosowania języka wulgarnego. Poniżej podejdę do tematu bardziej subiektywnie.

Co mi przeszkadza w internetowej wulgarności?


Jeśli są to jakieś felietony, opisy zdjęć czy inne teksty pasywne (nie pobudzające do aktywności), to po prostu mogę nie czytać. Przeszkadza, ale niewiele. Niechaj sobie autor bluzga do tych, którym to pasuje. Na pewno dużo nie stracę. W sieci jest tyle niegłupich tekstów, których autorzy starają szanować potencjalnych czytelników, że bez lektury tekstów wulgarnych spokojnie przetrwam.
Jeśli jednak słowa „powszechnie uznane za obraźliwe” pojawiają się na forum czy wsród komentarzy felietonu, który mnie zainteresował – o! wtedy mi bardzo przeszkadzają. Czemu? Wyjaśnię to dokładniej: czytam ciekawy felieton, zainspirował mnie on do ciekawego (moim zdaniem) komentarza, ale… Widzę, że komentując tu, natychmiast umieszczę swą wypowiedź wśród steku cudzych bluzgów. Czuję się, jak osoba podchodząca do mało trzeźwych meneli – przecież mogę nawet się narazić na obluzganie. Trudno mieć za złe tym, co byli wcześniej. Sama chciała, po co tu wlazła? Rzadko więc włączam się w dyskusje czy wątki, w których towarzystwo zapomina o kulturze wypowiedzi.
Rzadko nie znaczy w ogóle. Niekiedy włączam się, ale zamiast zacząć od swego komentarza nt. felietonu czy wpisu, najpierw zwracam się do osoby bluzgającej z prośbą o powściągliwość. Bo najczęściej jest to jedna-dwie osoby, ale one nadają ów zły ton. Najpierw więc zajmuję się polaryzowaniem formy, a dopiero potem piszę to, co naprawdę chciałam.

Równouprawnienie w wulgarności?

Nie jestem feministką, więc spokojnie mogę postawić tezę, że bluzganie w wydaniu żeńskim jest jeszcze gorsze. Zacytuję poniżej fragment felietonu Wulgarność kobiet :

Odrzuca mnie od kobiet, które przeklinają i są wulgarne – mówi 25-letni Rafał. – Kobieta ma być uosobieniem delikatności i wrażliwości, całą sferę brutalnych zachowań i języka pozostawiając facetom. Nie umówiłbym się z dziewczyną, która klnie, na co dzień wyzywająco się ubiera i jest chamska. To pasuje do prostytutki, ale nie porządnej dziewczyny. A ja innej niż porządna nie chcę.?
Rafał przyznaje, że sam przeklina, głównie w męskim towarzystwie albo w pracy. W towarzystwie dziewczyn stara się pilnować. Znamienne jest to, że trzyma język za zębami do czasu, gdy sam nie usłyszy z ust nowo poznanej dziewczyny pierwszego przekleństwa. Wtedy czuję się tak, jakby dostał od niej dyspensę na mniej obyczajne posługiwanie się językiem.

Tak, uważam, że muzyka i kobiety łagodzą obyczaje.

Z mojego doświadczenia wynika, że ogromnej większości panów wystarczy raz zwrócić uwagę, aby już nigdy więcej w moim towarzystwie nie przeklinali. Zapamiętują sobie, że przy mnie się nie przeklina. W końcu nie muszą.

Niestety, z paniami jest sporo trudniej. Kobiety, które przeklinają, dają tym samym przyzwolenie na wulgarność mężczyzn. W towarzystwie bardziej kulturalnym można jednak zauważyć, że panowie z tego „przyzwolenia” wcale nie korzystają, ignorując niecenzuralne wypowiedzi koleżanek.
Spotykałam się też z sytuacjami, gdy ja zwracam uwagę przeklinającemu facetowi, a zanim on cokolwiek odpowie, w polemikę ze mną wdaje się obecna też „adwokatka” – że „on tak zawsze musi”, że „jego nie zmienisz” et caetera…
Odwrotnie raczej nie bywa – panowie nie bronią prawa pań do bluzgania.

Jeden komentarz do “O wulgarności w sieci

  1. anna

    Dziękuję za wyjątkowy blog bez epatowania wulgarnością i „nowoczesnością”, za śliczne zdjęcia ptaków i piosenkę o miejscu na dachu przy kominie. Anna

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.