Przespałam cały dzień. Tak się od pewnego czasu dzieje, kiedy zanosi się na deszcz. Ciśnienie spada, więc śpię. Poszłam spać około 7 rano (czwartek), wstałam koło 15 ale tylko na 3-4 godziny.
Bolało mnie – nie wiem, czy tu mam wątrobę czy wyrostek. Po południu wręcz skręcało, miałam dreszcze.
Zmierzyłam temperaturę, ale nic to nie daje: 36,12oC. Tomek śmieje się, że mam gorączkę. No tak, jeśli teraz już zawsze mam mieć ok. 35, to 36 oznacza gorączkę. To się podobno nazywa zepsutą termoregulacją. Krętki tak mają: albo ma się non-stop podwyższoną, albo obniżoną.
O 19 już spałam. Obudziłam się o 1 rano (piątek). Chyba jestem wyspana. Teraz trochę mniej, ale boli. Wzięłam Hepatil, popiłam miętą, potem zielona herbata. Może to pomogło. Tak czuję, jakby po razowym chlebie. Jeśli to prawda, to do kitu, bo białego pieczywa już od dawna nie jem (po nim dopiero mam sensacje!).
Na obiad Tomek zrobił ryż – dobry, dietetyczny.
W TVP2 – jak na zamówienie program „Pytanie na śniadanie” o bólach brzucha. Nastraszyli wyrostkiem robaczkowym i kłopotami z nim powiązanymi. Pojechaliśmy do lekarza.
Emerytowana lekarka przyjmuje – jeśli trzeba – nawet 50 pacjentów dziennie. Była kierownikiem przychodni, pół roku temu odeszła na emeryturę i ? etatu. Pracuje na 1 ? etatu. Skarżyła się, że np. w Szwecji lekarz może przyjmować do 8 pacjentów dziennie. Młody lekarz, który pół roku temu rozpoczął pracę w przychodni, już ?awansował? do Warszawy. Szkoda, bo już zaczynałam go lubić. Trudno. W poczekalni spędziliśmy ponad 2 godziny – tłum dzisiaj się zwalił do dr Balowej.
Doczekaliśmy się jednak swojej kolejności. Okazało się, że w tym miejscu boli mnie woreczek żółciowy, co wcale nie jest mniej groźne od wyrostka. Dostałam kolejne 3 rodzaje prochów. Muszą pomóc – nie dam się przecież kroić! USG mogę mieć dopiero za 3 tygodnie. Załóżmy, że nie mam tam kamieni.
Wróciliśmy i znowu poszłam spać. Sen jest dobry.
Spałam do 19.oo. Pomieszanie z poplątaniem. Boli mnie głowa.