Muszę się poskarżyć, bo mi źle. Od tygodnia dokuczają mi oskrzela. Oskrzela najbardziej, ale nie tylko. W ub. tygodniu miałam stan podgorączkowy i dreszcze. Zimno. Teraz jeszcze tylko charczę. Tylko? Już od tego kaszlu boli mnie wszystko. Główka pęka w szwach. Podczas kaszlu trzymam się za żebra, bo czuję, że mnie rozsadzi. Nie umiem tego inaczej określić.
No i te leki. Muszę sobie to uporządkować, bo już się gubię:
Nie mam pomysłu na leczenie. Nie zamierzam na razie iść do lekarza – za grosz nie mam zaufania do tutejszych. Wolę sama poobserwować obolały organizm i jego reakcje na to, co mu aplikuję. Ja mam na to więcej czasu od lekarzy i dokładniej siebie znam.
Podejrzewam te pitolone krętki. Nie to, że mam obsesję. Podejrzewam, bo ten kaszel jakiś taki dziwny. Nie raz chorowałam na gardło, ale teraz jest jakoś inaczej. Tak aż do płuc. Jeszcze pomyślę.
Teraz jedziemy do sklepu.
Zajechaliśmy do Zielarki. Kupiłam od niej 5 ziół. Już zaparzyłam i wypiłam. Przydał się czajniczek od Waci. Nawet było smaczne. Może ulży nieco.
Tylko tego ostatniego nie znam.
Babka lancetowata i podbiał rosną tu przy drodze. No i dobrze.