Archiwa tagu: Rusinada

Fedruję, fedruję…

Jeszcze tydzień temu budziłam się w Zakopanem…
Nic to, trza fedrować. Podjęłam się zlecenia od Marka, więc weekend upłynął mi na zwiedzaniu terminologii bankowo-obligacyjnej. Szkoda, że poza przedwojennymi obligacjami Babci Zosi nie miałam nigdy własnych. Znowu jakiś nowy zachodni bank przymierza się do polskiego rynku kapitałowego. A u nas kapitału kak nie było, tak niet.
Z poprzedniej listy

  • na ptasim blogu umieściłam opis i zdjęcie dzięcioła zielonego.
  • Zostało mi jeszcze:

  • e-sklep dla S. dokończyć
  • linkownia do strony gazetka.eu.
  • zrobić projekt ogrodowego bloga (domena w końcu jest, coś było przytkane na serwerze)
    No i fajnie. Słońce świeci, świat jest piękny.
    Około południa dokończyłam fotoreportaż z Rusinowej i rozesłałam wici po ludziach. Przy okazji wzięłam e-maile od Autostopowicza i Krysi-Pecolki.
  • Dodatni współczynnik fartu

    Po powrocie z Tatr – świat jest piękny. Fantastyczne spotkanie z przyjaciółmi. Podejście na górę. Spotkanie na Wiktorówkach – msza, odsłonięcie tablicy, poczęstunek w kuchni. Potem z kumplami w Małem Cichem. Dwa dni u Ewki w Zakopanem.
    Nie było mnie tu 4 dni od soboty świtu do wtorku zmierzchu.

  • T. i Asa ucieszyli się wielce, T. leczy stłuczoną nogę, ale mimo to wiele zrobił z półkami pod oknem.
  • Z Biura Tłumaczeń oferta.
  • Na forum pojawił się „mój” lekarz! Ciekawe, czy P. go tu ściągnął, czy też Pan Dr sam uznał za stosowne tu się odezwać.
  • W domu ciepełko, choć za oknem pierwszy przymrozek -1°C.
    Żyć nie umierać.


    To do:

    • przejrzeć uważnie ofertę
    • php: ściągnąć zdjęcia z cyfrówek i zrobić fotoreportaż
    • php: e-sklep dla S.
    • php: linkownia na stronie Gazetka.eu
    • kartka z Tatr do Zochy
    • poszukać adresu Mrówki – dla Stefana i Jacka

    Dobrze mi jest. Za oknem przeciera się nowy dzień.

  • Co to znaczy >>mieć wolne łącze<<

    Dostałam dziś od Sępa zdjęcia z Rusinady 2006. Wie, że e-mailem nie dam rady, więc umówiliśmy się, że wrzuci na swój serwer i da mi dostęp FTP. W porządalu.
    Tylko że jak tam zajrzałam, to okazało się, że wrzucił wszystko, jak leciało. Aparat ma taki sam jak ja, więc każde zdjęcie ma 2-4 MB. Zdjęć jest ponad 80, razem ważą 222 MB. Boże, gdyby to nie były fotki rusinowe, to bym się wypięła. Ale tak – zaczęłam pracowicie ściągać.
    W wymuszonym czasie wolnym porobiłam obliczenia:
    Okazało się, że dzisiaj po północy osiągałam całkiem niezłą prędkość transferu: 9,0 do 9,9 kB/s (razy 8 bitów w bajcie daje 72-79 kbps). Nota bene – całkiem niekiepsko. Chłopcy na forach cieszą się, jak im „śmiga” 4-5 kBps.
    I co z tego wynika? Że po prawie 2 godzinach udało mi się ściągnąć 23 pliki = 66 MB.
    Jak będę miała wolny komputer (od innej roboty, nie że mam za szybki), to mu pozwolę pociągnąć dalej. Na razie mi się znudziło.
    A jak ściągnę wszystko, to jeszcze 1-2 godziny obróbki, zrobię z tego jakiś 1 MB reportażu i przepcham na swój serwer gazetkowy, który – nota bene – ma w całości 300 MB, ha!
    To właśnie oznacza >>wolne łącze<<. Jakoś ludzie tego nie czują. A ja od kilku dni dopiero mam aż tak szybkie i ciurkiem (bez wymieniania baterii w komórce po 2-3 godziny). Dlatego też tak kombinuję po serwerach rozmaitych.