Archiwa tagu: tłumaczenia

Zlecenia-tłumaczenia

Moje przekłady Robię dwa tłumaczenia – z różnych dziedzin i w różnych technikach. Jedno – z dziedziny o niezbyt znanej mi terminologii: z medycyny. Drugie – informatyczne, więc lepiej się czuję w tematyce. Pierwsze tłumaczenie robię ze wspomaganiem programu CAT o nazwie OmegaT – na tyle prostym, że większość pracy wykonuję samodzielnie (plus konsultacje, oczywista). Drugie zaś zlecenie wykonuję w technologii dla mnie nowej: wyłącznie on-line.
Tak jeszcze niedawno znajomi dziwili się, że swoje tłumaczenia oddaję w formie elektronicznej. Tutaj nawet nie dostaję oryginału: on cały czas fizycznie spoczywa na serwerze biura tłumaczeń.
Czy tak jest lepiej? Dla mnie nie. Nie mogę od razu ogarnąć całości. Jeżeli „zaakceptuję” przekład fragmentu, tym samym oddaję go do weryfikacji i nie mogę już zmieniać.
Praca, która kiedyś była swego rodzaju sztuką, staje się rzemiosłem coraz bardziej zautomatyzowanym. Nie udawajmy, że to jeszcze jest sztuka. Mały wyrobnik stały zarabia na życie, reperuje finanse. Niby fajnie, wydajność z hektara rośnie, wciąż do przodu…
? ??? ???? ????… (oczywiście bardziej mi żal Lermontowa aniżeli Puszkina – jak zawsze).

OmegaT

Dzisiaj studiuję nowy dla mnie program typu CAT o nazwie OmegaT (opis). Jest mi potrzebny do dalszych tłumaczeń. Skoro osiadłam w przekładach techniczno-medycznych, muszę mieć narzędzie wspomagające, a Tradosa sobie prędko nie kupię. Może zresztą OmegaT na tyle się rozwinie, że nie będzie potrzeby.
Początki – jak na razie – łatwe nie są. Głównie dlatego, że nie mam glosariusza, który powstaje podczas pracy. Nic to, Michałku. Póki rozumek jako tako funkcjonuje, poradzę sobie.

Leokadio, coś się chyba zmieniło, włącz no prędko radio:

Za moich czasów kopanie rowów miewało wydźwięk patriotyczny (kojarzyło się z kopaniem okopów, I wojną) lub deprecjonujący: chcą żyć jak przedsiębiorcy, a mają kwalifikacje wyłącznie do kopania rowów, a i to pod nadzorem.
Dzisiaj wśród ofert związanych z wykonywanym zawodem znajduję ogłoszenie:

Agencja Pośrednictwa Pracy POLISH STAFF poszukuje do pracy w Wielkiej Brytanii pracowników na stanowisko:
Tłumacz przy kopaniu rowów
Miejsce pracy: Gdynia
Region: Wielka Brytania
Nr referencyjny: 223
Opis stanowiska:
Praca polega na pomocy przy kopaniu rowów pod nowe rury wodne i światłowody oraz tłumaczenie z języka angielskiego na polski i odwrotnie.
Wymagania:
– bardzo dobra znajomość języka angielskiego
Oferujemy:
– wynagrodzenie 70-90 GBP brutto/dziennie
– zapewnione zakwaterowanie, koszt 50-60 GBP tydzień
– miejsce pracy: Londyn lub Walia
Nie pobieramy żadnych opłat / Licencja Ministra Pracy nr 706/1B
CV w języku angielskim prosimy nadsyłać na adres: rekrutacja@polishstaff.pl

Urzędowy bełkot

Robię korektę tłumaczenia dość trudnego tekstu. Trudność jednak nie polega na mojej nieznajomości tematu, ale na złożoności języka, w jakim napisany jest tłumaczony dokument. Nie jest to język prawniczy — ten znam. Nie jest to język ekonomiczny czy finansowy — też znam. To taki bełkot notarialno-bankierski, który bardziej stara się chyba ukryć sens aniżeli go zaprezentować.
Prawdopodobnie właśnie chodzi o to, aby osoby podpisujące takie umowy nie bardzo wiedziały, co czynią. Zagmatwanie terminologiczne może mieć na celu tylko wykołowanie kontrahenta. To znaczy, że wszystko jest o key, dopóki jest o key. Ale jeśli zacznie się coś psuć, jak jeszcze niedajbóg pójdziesz do adwokata, to wtedy dopiero okaże się, że tamten dziwny termin, który budził twoje wątpliwości, właśnie teraz oznacza, że nie możesz się upominać o swoje.
Każda profesja ma swój żargon, ale to, co wyczyniają bankowcy, przekracza już dopuszczalne normy. Z finansów miałam czwórkę – powinnam więc rozumieć przynajmniej ogólny sens dokumentu…

Fedruję, fedruję…

Jeszcze tydzień temu budziłam się w Zakopanem…
Nic to, trza fedrować. Podjęłam się zlecenia od Marka, więc weekend upłynął mi na zwiedzaniu terminologii bankowo-obligacyjnej. Szkoda, że poza przedwojennymi obligacjami Babci Zosi nie miałam nigdy własnych. Znowu jakiś nowy zachodni bank przymierza się do polskiego rynku kapitałowego. A u nas kapitału kak nie było, tak niet.
Z poprzedniej listy

  • na ptasim blogu umieściłam opis i zdjęcie dzięcioła zielonego.
  • Zostało mi jeszcze:

  • e-sklep dla S. dokończyć
  • linkownia do strony gazetka.eu.
  • zrobić projekt ogrodowego bloga (domena w końcu jest, coś było przytkane na serwerze)
    No i fajnie. Słońce świeci, świat jest piękny.
    Około południa dokończyłam fotoreportaż z Rusinowej i rozesłałam wici po ludziach. Przy okazji wzięłam e-maile od Autostopowicza i Krysi-Pecolki.