Tatuś żartował, że powinien to być najszczęśliwszy dzień w roku – bowiem wszyscy mają tego dnia imieniny 🙂
Ale nie jest taki. To dzień refleksji.
Nie byliśmy w tym roku na żadnym cmentarzu. Po południu zapaliłam świeczkę i postawiłam na stole. Paliła się kilka godzin. Co spojrzałam na płomień, wspominałam — najpierw tych, co odeszli względnie niedawno:
Myślę o śmierciach w mojej rodzinie, któr zdarzały się jakby nie po kolei: co czuła Babcia Zosia, gdy zaginął gdzieś na Wschodzie jej syn Czesiek? Nie wiedziała nic jeszcze o Ostaszkowie, ale na starej mapie pozakreślała miejsca, gdzie były lagry. Co czuła Babcia Felosia po śmierci wujka Kazika — swego młodszego dziecka? Co czuła Mama Krysi?
Wspominam rodzinę Wróblewskich — byli dla mnie prawie rodziną.
Spoza rodziny wspominam jeszcze dość często:
Byli.
Starzeję się. Powyższa lista o tym świadczy. Kiedy byliśmy młodzi, wszyscy jeszcze żyli…
To dobrze powspominać tych, których już nie ma. Już się do nich nie uśmiechnę inaczej, jak tylko w myślach. A tacy byli fajni. Pozostały po nich tylko wspomnienia — dlatego wspominam. Nie całkiem odeszli dzięki temu. Jeszcze chwilkę trwają — jeszcze czytasz ich imiona. Jeszcze wiesz, że wystarczy do mnie napisać czy zadzwonić, a opowiem Ci swoją pamięć o nich. Jeszcze pamiętam.
Też odejdę.