Dawno-dawno temu były słowa dobre i szlachetne obok nagannych i złych. Jeśli ktoś mówił czy robił coś nagannego, ukrywał to skrzętnie, tajemnicą otaczał, woalem plątał wkoło. Każdy wiedział, że powinien być uczciwym i skromnym człowiekiem. Jeśli wybierał inną drogę, wędrował nią chyłkiem i ciszkiem w obawie przed hańbą, krytyką, zniesławieniem.
Tego uczyła mnie Babcia. Tego uczył mnie jej syn a mój Ojciec…
Źle się dziś czuję wobec powszechnego przyzwolenia na słowa złe – nawet nie te złe, które wulgarnością uszy ranią. Złe, bo przyzwalają na łgarstwo powszechne.
Reklama kiedyś prezentowała potencjalnemu klientowi zalety artykułu, namawiała do kupna. Teraz tworzona jest przez profesjonalnych manipulantów. Nikt się z tym nie kryje.
Ty masz swoje wady, bo jesteś tylko człowiekiem. Ja je wykorzystam, bo znam się na psychologii. Nawet nie zauważysz, jak przekonam cię do totalnej bzdury, jaka jest twoja potrzeba posiadania mojego produktu. Kiedy sobie to uświadomisz, będziesz już wystrychniętym na dudka posiadaczem najmodniejszej skuwki na stalówki.
Wic polega na tym, że gdy poskarżysz się komukolwiek, że wcale nie potrzebowałeś tej skuwki, nikt ci nie będzie współczuł. Nie tylko nie wzbudzisz litości, a jeszcze wzbudzisz podziw dla pomysłowego sprzedawcy:
— Widzisz sam, wykorzystał niszę, zastosował metodę xyz optymalną w tej sytuacji. Świetny był.
Kłamią sprzedawcy, kłamią politycy wyborcom, kłamie matka dzieciom, kłamie nauczyciel uczniom, kłamie ksiądz wiernym, kłamie lekarz pacjentowi…
Półprawda, zatajenie prawdy przestało być naganne – jeśli tylko może przynieść korzyści. Usprawiedliwieniem manipulowania prawdą są korzyści materialne, zyskanie świętego spokoju, właściwie może to być cokolwiek.
Wstrętne to jest.