Blog introwertyka

Czy introwertyk może być blogerem?
Czy taki pomysł nie jest wewnętrznie sprzeczny?

Blog jest specyficzną wersją pamiętnika. Specyficzną, bowiem z pamiętnikiem ma wyjątkowo niewiele wspólnego. Oprócz prawdziwych pamiętników, przypominającym sztambuch prababci, istnieje wiele rozmaitych rodzajów blogów. Na przykład:

  • blogi tematyczne: fryzjerski, scrapbookowy, miłośników kotów, wędkarzy, taterników, muzyków
  • blogi edukacyjne: specjalista zbiera wykłady na temat finansów, zielarstwa, aromaterapii
  • blogi zarabiające: popularne wpisy nastawione na wielu czytelników, co pociąga za sobą reklamodawców
  • blogi osób publicznych – polityków, pisarzy, aktorów – szukających kontaktu „ze zwykłymi ludźmi” (jakby sami byli niezwykli)
  • wideoblogi – zamiast wpisów autor umieszcza na blogu nakręcone przez siebie filmy, często instruktażowe
  • różne inne

Wracając do tytułu: introwertyk nie nadaje się do pisania bloga-pamiętnika, ale spokojnie może werbalizować swoją wiedzę na dowolny temat, tworząc np. poradnik dobierania strojów do koloru samochodu i inne lajfstajle. popolsku200

Po tym przydługim wstępie pozwolę sobie zaprosić czytelników tego bloga na nową stronę o nowej polszczyźnie – zawierającą przede wszystkim coraz bardziej popularny Słownik ?Powiedz po polsku?. Warto tam zaglądać!

Prawdą jednak jest, że ekstrawertykowi łatwiej jest pisać na temat dowolny – nie boi się ujawniać własnych emocji, a jeśli nawet ma jakieś obiekcje, potrafi je werbalizować. Ekstrawertyk nie obawia się śmieszności ani krytyki – zna swoją wartość.
Dlatego ekstrawertyk pisze lepiej od introwertyka: jego teksty mają elementy żartobliwe, zadziorne, jednym słowem – zaciekawiają.
Introwertyk prędzej czy później stanie się nudny…
Tak sądzę.
Nie wiem.
Dawno nie byłam introwertykiem.


Darmowy SMS?

To niby takie oczywiste
– nikt nic nie daje ci za darmo;
– nie możesz wygrać w grach, w które nie grałeś.
Wcale nie jesteś pierwszy naiwny. Doskonale to wiesz.
Czasem jednak diabeł człowieka kusi, żeby spróbować, może akurat się uda?…

Dostajesz nagle SMS (pisownia oryginalna!):

Gwarantowana Nagrode w grze o 400.000zl! Po odbior odeslij darmowy sms NAGRODA na nr 8064
WOW! Gratuluje!
SMSQuiz.pl

I co? I pstro:
– ani tu nie ma gwarancji,
– ani nagrody,
– ani gry,
– ani 400.000 zł.
– SMS na nr 8064 też nie jest darmowy.
Same łgarstwa. Na końcu jest tylko prawdziwy adres WWW.
Pod tym adresem jest strona internetowa pełna wabiów i obietnic. Przewiń ją do końca. Na dole dowiesz się w końcu, dlaczego nie wolno Ci odpowiadać na ten SMS:
smsquiz [640x480 znak wodny] Chociaż w punkcie 1. nadal czytasz, że odpowiedź SMS jest darmowa, to już z dość mętnie napisanego punktu 3. widać, że za darmo zobowiążesz się do otrzymywania płatnych SMSów – codziennie będziesz dostawać SMSy po 3,69 PLN. W punktach 4 i 5 niby próbowano wyjaśnić, jak się z tego wycofać, ale autorowi wcale nie zależało, żebyś to wyjaśnienie zrozumiał. Ponieważ będziesz już solidnie zdenerwowany, podejrzewam, że trudno będzie Ci trafić w odpowiedni wariant SMSa rezygnującego.
Już wiesz wszystko.
Jeśli jednak chcesz spróbować – wolna wola.
Wtedy jednak również warto przeczytać dwa regulaminy „gry” – pliki PDF 9 i 3 strony – znajdują się pod linkami u dołu strony. To nie tylko prawniczy bełkot, ale i zobowiązania obu stron. Dokładnie przeczytaj, jakie warunki musisz spełnić, żeby wygrać i móc odebrać nagrodę.
Wiesz wszystko? To graj.
Ale nie graj w ciemno, bo wtedy na pewno stracisz.


Rozumiesz?

1950-z-rodzicami Wraz ze śmiercią ojca straciłam ostatnią osobę z bliskiej rodziny w miarę zdrową emocjonalnie. Mówię „w miarę”, bowiem nawet kiedy On już był stary i 1968-rodzice1wszystko mu się plątało, gorzkniało, to jego chore starcze osądy były zdrowsze od niby-zdrowych osądów o wiele młodszej ,,ukochanej” mojej matki i równie mi ,,bliskiej” siostry. 2003-04-powazki2a

Te dwie kobiety swoje ubóstwo emocjonalne od dawna już usiłują sobie zrekompensować pozornym bogactwem.
Godne są jedynie współczucia, że nie zaznały czułości i nie potrafią dawać szczerej miłości. 2013-04-17 Tworzą jednak wokoło siebie tyle niepokoju, strachów i straszków, kłamstw, oszczerstw i zwykłego zła, że jedynym na nie sposobem jest dystans.

Nie ma już nikogo. Zostałam sama.

Rosjanie nazywają taki stan – krugłaja sirata.

Jak to cudownie, że jest Hop.


Która strona jest prawa, a która lewa?

Po śmierci ojca zaczęłam częściej używać lewej ręki. Dobrze się z tym czuję. Coraz lepiej mi idzie.
Jerzy Pilch Bezpowrotnie utracona leworęczność
…Czy bezpowrotnie?


Od dziecka słyszę odpowiedzi, z których żadna nigdy nie była dla mnie przekonująca.

Małej dziewczynce mówiono, że prawa ręka to ta, w której trzymam łyżkę. Ten argument jest świetny dla praworęcznych. Dziecko leworęczne najchętniej przełożyłoby łyżkę do lewej, ale nie pozwalano – matka i babcia dbały, żeby dziecko nie było „szmaja”. To ostatnie słowo wymawiały z nieprzyjemnym grymasem na twarzy i wyraźnie nagannie:
– No coś ty, szmaja chcesz być?! Ee, nie wydziwiaj. Przełóż łyżkę i jedz porządnie!
Ta sama historia powtórzyła się z ołówkiem i kredkami. leworęczna

W czasach mojego dzieciństwa – w latach pięćdziesiątych XX wieku, – leworęczność była cechą niepożądaną. Przynajmniej niepożądana była w mniemaniu mamy i babci, od których zależało wtedy wszystko w moim otoczeniu.
Ojciec w łagodności swojej nie brał udziału w kwestiach wychowawczych.
Tak więc, kiedy tylko nikt nie patrzył, przekładałam łyżkę do lewej ręki i bezproblemowo jadłam dalej, udowadniając sobie i światu, że trzymanie łyżki nie jest żadnym wyróżnikiem prawości ani lewości ręki. Z rysowaniem i pisaniem nie poszło tak łatwo – musiałam ustąpić.

Pod koniec podstawówki albo na początku ogólniaka dostałam pierwszy zegarek – enerdowskiej marki ruhla, po tacie (dorobił się wtedy nowej pobiedy). Wówczas pojawił się nowy argument: lewa ręka to ta, na której nosisz zegarek. Potraktowałam go równie lekceważąco, jak przedszkolny argument z łyżką i założyłam zegarek na prawą rękę. Bywało to nieco niewygodne, bowiem wczesne zegarki były raz na dobę nakręcane (proszę sobie wyobrazić, że kiedyś zegarki nie miały baterii!) i śrubka do nakręcania była przygotowana wyraźnie do obsługi przez praworęcznych. No, trudno, ale w imię udowadniania słuszności swoich przekonań, mogłam się poświęcić.

Później przez lata całe jakoś radziłam sobie w świecie praworęcznych – raz lepiej, raz gorzej. Nigdy nie pojęłam o co chodzi w ludowej definicji słoma — siano. Nie nauczyłam się więc odruchowego nazywania strony prawej i lewej i kiedy nie miałam czasu na zastanowienie, strzelałam z prawdopodobieństwem 50%… Zegar do tyłu

Jako stała pasażerka samochodu swego męża wypracowałam sobie pojęcia skręcania „w twoją stronę” i „w moją stronę”. To wiele ułatwiło, a w każdym razie pozwoliło na dość jednoznaczne wyjaśnianie drogi, którą chciałam opisać bez ciągłych pomyłek.

Kiedyś trafiłam „na swego”. Wsiadając do auta kolegi, wyjaśniłam od razu na początku:
– Ja nie wiem, która jest lewa, a która prawa, więc będę mówić „twoja” i „moja” strona.
– To bardzo dobrze – ucieszył się kolega. – Ja też nie wiem, co to prawa-lewa, a twoje określenia są przynajmniej jednoznaczne!


A jednak polecam książkę

Tak. Papierową, prawdziwą książkę, choć mnóstwo ilustracji, lakierowane okładki i świetny papier stawiają ją na równi z albumami.

Książka jest świetna, bo i autor, i temat…

link do opisu w księgarni

Kliknij zdjęcie – przejdziesz do dobrej księgarni internetowej. Kupuj taniej! 🙂


Ad rem!

Autorem jest Norman Davies – Walijczyk ur. w 1939 roku, dziś doktor nauk historycznych, który rozprawę doktorską przygotował na Uniwersytecie Jagiellońskim, a wcześniej studiował historię w Oksfordzie, w Grenoble i w Perugii.

Tytuł książki „OD i DO. Najnowsze dzieje Polski według historii pocztowej” – również wyjaśnia moją fascynację. Historia ta zaczyna się wraz z emisją pierwszych znaczków użytych na ziemiach polskich, czyli w roku 1850 (wówczas pierwszy znaczek austriacki wszedł do obiegu w Galicji), a kończy się na roku 2005 – kiedy właściwie komunikacja za pośrednictwem poczty została wyparta przez telefonię i internet.

Po prostu świetne! Dwa tomy najnowszej historii Polski podane nie tylko obiektywnie – bowiem Norman Davies ma dystans do polskości, – ale również fantastycznie ilustrowane autentycznymi dokumentami. Czyta się tak łatwo jak komiks, ale każdy skan, każda ilustracja — to żywa historia. Polecam z czystym sumieniem.

Na okładce czytamy: Polska historia nigdy wcześniej nie została tak zilustrowana. To prawda!

Opis wg księgarni:
Przez ponad 150 ostatnich lat, jakie upłynęły od nastania epoki znaczka pocztowego, ziemie polskie doświadczyły bezprzykładnego ciągu wojen, przekształceń terytorialnych, niepokojów politycznych, przemian kulturowych, zmian demograficznych i okupacji wojskowych. Niniejszy Tom I i Tom II obejmuje wszystkie ziemie i prowincje , które w tym czy innym czasie znajdowały się pod władzą polską. Zamieszczone w książce ilustracje przynoszą bogatą wiedzę na temat minionych czasów. Większość widokówek i listów opatrzona jest znaczkiem pocztowym, wskazującym konkretną władzę polityczną, sprawującą rządy w chwili nadania przesyłki.
Z kolei pocztówki, naklejki, pieczęcie cenzorskie, insygnia wojskowe i wiele innych elementów – stanowią autentyczną pamiątkę historycznej chwili, pomagają w określeniu społecznego, komercyjnego i politycznego kontekstu jakiegoś jednego, niepowtarzalnego mikrozdarzenia.
Tom I obejmuje lata 1850-1939, tom II — lata 1939-2005.