Plemię

[„Zwierzę zwane człowiekiem” – Desmond Morris, Świat Książki, Warszawa 1997]
W pierwotnym plemieniu liczącym od 80 do 120 osobników wszyscy się nawzajem znali. Nie było obcych. Jeśliby się pewnego dnia pojawiło kilku członków innej grupy, wzbudziliby wielkie zainteresowanie i wkrótce stali się znani wszystkim osobiście, a tym samym przestali być obcy. A jeśli mieszkając w mieście masz wokół siebie milion obcych? Zawarcie z nimi osobistej znajomości jest niemożliwe. Jak więc reagujesz? Oto odpowiedź: z rojących się wokół ciebie mas miejskiej populacji formujesz swoje osobiste plemię, resztę traktując jak nieludzi. Udajesz, że oni po prostu nie istnieją. Odwracasz oczy, unikając z nimi kontaktu wzrokowego, nie wymieniasz pozdrowień ani nie nawiązujesz żadnych innych stosunków. Są dla ciebie czymś w rodzaju drzew w lesie. Na ruchliwych ulicach okazujesz zdumiewającą zręczność. W zatłoczonych autobusach, pociągach i windach starasz się nikogo nie widzieć, rezerwując spojrzenie tylko dla tych, których znasz. Umożliwia ci to korzystanie z najróżniejszych uroków wielkiego miasta przy jednoczesnym psychicznym odtwarzaniu życia plemiennego.
(…)
Ludzkie miasto jest to sztuczne zbiorowisko, skomplikowana sieć powiązanych ze sobą i zachodzących na siebie plemion. Wystarczy przestudiować notes z telefonami czy adresami któregokolwiek z mieszkańców wielkich miast, żeby w nim znaleźć prawdziwą grupę plemienną – nazwiska i adresy znajomych: przyjaciół, kolegów, krewnych. Dla większości z nas liczba przyjaciół w znacznym stopniu przypomina liczbę członków grup, w jakich żyli nasi przodkowie.

Dodaj komentarz

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.