Pewnie bym tego nie zauważyła, gdyby nie syn sąsiadów, który nagle zapałał wielką miłością do nauki polskiego przy mojej pomocy. Wyraźnie jest przerażony – nie tyle tematem pracy czy swoją niewiedzą, ale faktem, że tę pracę ma prezentować przez 15 minut!
Właściwie wcale się nie dziwię. Znam go od kilku lat i nigdy nie słyszałam, żeby powiedział na raz więcej niż pół zdania. Nawet jak przychodził ze swymi kłopotami szkolnymi: stawał niemo w drzwiach, a ja sznureczkiem pytań dochodziłam, z czym przyszedł. Na egzaminie maturalnym nikt go tak nie będzie naprowadzać…
Doradziłam, żeby najpierw przećwiczył prezentację na młodszym bracie. Jego się w końcu nie boi. Nieważne, że młodego nie interesuje kwestia kolejnych pozycji literatury na temat, który ten zamierza omawiać. Mówię: spróbuj go zainteresować – to będzie wstęp. Potem mu opowiadaj, opowiadaj – to będzie omówienie tematu. A na koniec wróć do tego, co było we wstępie – teraz to będą wnioski. Bardzo ucieszyły go te rady, ale nadal te 15 minut…
Za miesiąc matura
Dodaj komentarz