Lata pięćdziesiąte XX wieku

Mój sentyment do Słupska wiąże się z dzieciństwem. Wspomnienia stamtąd są szczęśliwe. Tam byłam najlepsza, kochana i podziwiana, tam było mi dobrze.

Ulica Chopina prowadziła prawie wprost nad rzekę. Przed domami ogródki. Poniemiecka kamienica, na dole piekarnia, w której były pyszne maślane bułeczki. Z tyłu domu, od podwórka, jakieś komórki, ogródki. Na II piętrze Babcia Zosia w ramie okna, oparta łokciami o poduszkę na parapecie lub tylko co podeszła zawołać mnie na obiad.
Mieszkanie Babci było duże i zimne. Przyjeżdżałam tam tylko latem. Życie toczyło się w kuchni i w sypialni.
Był, co prawda, drugi pokój, ale prawie pusty. Na dwóch oknach kilka kwiatów w doniczkach za białymi firankami, na środku okrągły stół przykryty koronkową serwetą, na której wazon z kwiatami. Wokół krzesła. Po lewej szafka (właściwie bufet czy dół od kredensu), gdzie przechowywano słoiki i butelki z sokami, dżemami i rozmaitymi przetworami. Więcej mebli tam nie pamiętam. No i piec w rogu.
Kiedy byłam chora, Babcia wyciągała z szafki butelkę z malinowym sokiem ? gęstym i aromatycznym, o smaku jakiego potem próżno szukałam ? dodawała mi go do herbaty i zdrowiałam bardzo szybko. Maliny zbierane były przez Ciocię w pobliskim lesie, tuż za rzeką. Chodziłyśmy tam często. Najpierw przez łąki, potem przez most, dalej brzozową aleją wokół stawu i już zaczynał się piękny stary las.
W kuchni po lewej stał ogromny biały kredens z mnóstwem drzwiczek, szufladek, zakamarków. W jednych drzwiczkach ukryta była półka na jaja, w innych ? młynek do kawy. Na dole, pod kredensem, wsuwano szufladę z narzędziami. Kiedy tato przyjeżdżał (czy to przywożąc mnie, czy po mnie), zawsze okazywało się, że trzeba coś przybić młotkiem, coś rozkręcić i dokręcić ? wtedy spod kredensu wyjeżdżała szuflada pełna mnóstwa tajemniczych przyrządów, do których dziecku nie wolno było się dotykać. Z rzadka udawało mi się pomagać, podając odpowiedni śrubokręt czy gwoździk.
Z prawej strony stała ogromna kaflowa kuchnia, przy której było ciepło. Za nią zlew żeliwny z lodowatą wodą, dalej stojak metalowy z miednicą, do której lało się gorącą wodę z czajnika i dolewało zimną z kranu ? żeby się umyć. Pod oknem stół, czy nie, czy po prawej, za miednicą? Chyba pod oknem. Nie pamiętam. Pod oknem, przecież tam siedział ojciec nad rozkręconym żelazkiem i nizał ceramiczne koraliki na powiązaną spiralę. Tak było.
W przedpokoju na wieszaku po lewej od wejścia zawsze wisiało dużo płaszczy. Ciemne, ortalionowe. Na dole szafka z butami, parasolki. Kiedy wchodziłeś z korytarza, na wprost miałeś zawsze otwarte drzwi do kuchni, po lewej ? na ogół zamknięte (żeby się nie kurzyło) drzwi do drugiego pokoju, nazywanego nie wiadomo czemu ?stołowym?, a po prawej ? do sypialni.
Łazienka z ubikacją w sposób niepojęty dla mnie znajdowała się po drugiej stronie korytarza, za drzwiami sąsiadów. Było tam zawsze zimno, ale można było popatrzeć na ogródki, w których nigdy chyba nie byłam.
Przez wąskie okno łazienki wyglądałam też na bawiące się dzieci, które jednak nie zawsze (zdaniem Babci) były odpowiednim dla mnie towarzystwem.
Jakoś to przyjmowałam bez zastrzeżeń. Oczywiste było, że jestem od nich lepsza… Wolno mi się było bawić z Żanetą z sąsiedniej kamienicy, ale też jakoś rzadko. Nie pamiętam ściślejszych więzów towarzyskich z dziećmi z sąsiedztwa. Nad nami mieszkał jakiś chłopak, którego ojciec siedział w więzieniu. Mój rówieśnik, też się bawiliśmy czasem z Żanetą na podwórku. Mietek? Zdzisiek? Nie pamiętam.
W łazience pamiętam maszynkę do robienia lodów ? zrobioną z drewnianych klepek, z rączką do obracania niepojętym przeze mnie mechanizmem. Nigdy przy mnie nie została ona uruchomiona.
Poza tym duży piec gazowy i wanna. I dużo rupieci: kąpiel wiązała się z przeciskaniem obok nich. Najpierw jednak długo grzała się woda w piecu. Nie lubiłam kąpieli, bo z ciepłej wody wychodziłam do zimnej łazienki, potem omotana w ręczniki na korytarz i dopiero tam do ciepłego łóżka w sypialni. Tam już było dobrze.
Sypialnia… Ogromne, podwójne łoże. Spałam po środku, między Babcią a Ciocią. Na belce, więc budziłam się raz po lewej, raz po prawej. Pod łóżkiem stał nocnik z przykryciem – aby z każdą potrzebą nie biegać na korytarz.
Też dwa okna. Między łóżkiem a oknami, w rogu skośnie stała toaletka z trzema lustrami, z których dwoma można było manewrować tak, że świat robił się powtarzalny nieskończenie wiele razy. Za nią były jakieś dziwne rupiecie, które Ciocia niekiedy wygrzebywała z triumfem, że są, choć wszyscy o nich zapomnieli.
Naprzeciw łóżka stała ogromna trzy lub czterodrzwiowa szafa. Chyba cztero. Na niej stał zegarek, który Babcia codziennie wieczorem z pietyzmem zdejmowała z góry, wyjmowała z aksamitnego bordowego futerału, nakręcała kluczykiem, po czym znowu wkładała do futerału i odstawiała na szafę. Obok niego stał wypchany zimorodek ? ptaszek jak zaczarowany. Dopiero wiele lat później zobaczyłam żywe zimorodki nad Biebrzą ? były taki sam, jak tamten: kolorowy i piękny ptaszek z mojego dzieciństwa.
Między szafą a drzwiami stała ławeczka-półeczka z pojemnikiem na rzeczy do prania. Lubiłam na niej przesiadywać. Jakoś tak była dopasowana do dziecięcego wzrostu. Dalej były drzwi do przedpokoju, za którymi wisiał piękny zegar z porcelanowa tarczą, wahadłem i balaskami. Ciągle się psuł. Specjalistą od jego reperacji był wujek Tadek i mój Tato.
Tadzik i Józik. Bracia Niusi. Tak niepodobni do niej, a jednak rodzeni bracia.
Dalej w tej części sypialni znajdowało się radio ? również reperowane przez Tadzika. Pamiętam zielone mrugające oczko radia, które zmieniało się, gdy stacja ?uciekała?, jaśniało, gdy odbiór się poprawiał. Lampa z gazetnikiem na kółkach ? mebel, który zawsze mi się niesłychanie podobał swoją funkcjonalnością: lampa na kółkach, trochę stolik, trochę półka. Babcia czytywała dużo gazet. Słuchała radia. Podziwiała de Gaulle?a.


Jeszcze:

  • Sekretera z pamiątkami po Dziadku…
  • Sterta poniemieckich widokówek, monety…
  • Pudło kolorowych guzików…
  • Krasnal z ołowianym ciężarkiem, kołyszący się prawie sam,
  • Tabliczki z rysikiem…
  • Widok z okna na pusty internat
  • Kogel-mogel
  • Spacery do zielonej budki z lodami
  • Spacery na łąkę po kwiaty, do lasu na grzyby, na maliny
  • Wyjazdy do Ustki, pociąg z drzwiami do każdego przedziału, PKSy
  • Kwiat lipy zbierany przez chłopaków z sąsiedztwa
  • Z Ciocią w biurze
  • Ołówek Kubuś
  • Kumy Cioci: Ula Górska, Ula Kaczmarek, Gienia Sz..?
  • Dorota i Wojtek jeden raz u Babci
  • Pobyt z rodzicami w hotelu, bo matka posprzeczała się z Babcią…
  • Dodaj komentarz

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.